…bo to taka prawda życiowa jest…ktoś jest, a kiedy odchodzi, to ci co pozostają żyć muszą…na miarę możliwości i sił…
…pamiętam moja pacjentkę…kiedy do niej przychodziłam była bardzo młoda…za młoda by umierać…zmarła 3 grudnia 2007 roku…umarła jak żyła, w samotności…pomimo, że mężatką była i dwoje dzieci miała…kochała tych chłopaków szalenie…czasami zła na nich była, ale tak czasami jest u tych chorych, którzy przeczuwają swój koniec…znała diagnozę…
…a dzisiaj zadzwoniłam do chłopców…telewizor głośno grał…dobrze sobie radzą…bardziej samodzielni się stali…są z ojcem…poukładało się jakoś, a miała być katastrofa…jednak jest dobrze…pewnie ONA by się cieszyła…a ja zła byłam…bo przecież jak może być dobrze jak JEJ nie ma wśród nich…
…pamiętam moja pacjentkę…kiedy do niej przychodziłam była bardzo młoda…za młoda by umierać…zmarła 3 grudnia 2007 roku…umarła jak żyła, w samotności…pomimo, że mężatką była i dwoje dzieci miała…kochała tych chłopaków szalenie…czasami zła na nich była, ale tak czasami jest u tych chorych, którzy przeczuwają swój koniec…znała diagnozę…
…a dzisiaj zadzwoniłam do chłopców…telewizor głośno grał…dobrze sobie radzą…bardziej samodzielni się stali…są z ojcem…poukładało się jakoś, a miała być katastrofa…jednak jest dobrze…pewnie ONA by się cieszyła…a ja zła byłam…bo przecież jak może być dobrze jak JEJ nie ma wśród nich…
…życie toczy się dalej…